Nie będzie nawet grama przesady w słowach, że wychowałem się na książkach opisujących przygody Harrego Pottera. Antologia J.K. Rowling umiliła mi niezliczoną ilość popołudni i wieczorów, byłem zachwycony stworzonym przez autorkę światem i absolutnie nic nie mogło mnie oderwać od czytania. Zagrałem chociaż kilka godzin w każdą dostępną grę, jak również obejrzałem wszystkie filmy, niektóre po kilka razy. Byłem nawet "uczniem" wirtualnego Hogwartu, popularnej niegdyś przeglądarkowej grze osadzonej w książkowych realiach. Jak zapewne się domyślacie kiedy światło dnia ujrzała licencjonowana gra mobilna, nie mogłem przejść obok niej obojętnie...

Praktycznie nie recenzuję gier mobilnych, powód jest prosty - nie gram na telefonie. Zdarzają się wyjątki jak np. Final Fantasy czy Magikarp Jump, ale i one również po jakimś czasie zaczynają zalegać na karcie SD, aż w końcu je usunę. Wynika to z faktu, że nie do końca lubię gry nie mające końca, a większość mobilniaków właśnie taka jest. Mając to wszystko na uwadze zapraszam do przeczytania, krótszej niż zwykle recenzji. Produkcja nad którą spędziłem długie godziny, tytuł łączący moje zamiłowanie zagadek i gier przygodowych. Niech bramy Eventide staną przed Wami otworem!

Od czasu do czasu trzeba porzucić przesadnie cycate panie, magię i ratowanie świata przed mitycznymi potworami. Nawet ja raz na jakiś czasu siadam do czegoś co nie jest japońskie, tak dla zachowania zdrowia psychicznego. Jako że mamy październik - miesiąc strachu i grozy, dzięki uprzejmości Dontnod Entertainment przeniosłem się do Londynu 1918 roku, gdzie jako świeżo namaszczony syn Lilith próbowałem rozwiązać zagadkę swojego losu. Zapraszam do mrocznego, szarego i brudnego świata Anglii XX wieku! Życzę wszystkim krwawej zabawy!

W świecie pełnym sekretów, gdzie każda tajemnica ma swoją tajemnicę, a zagłada wisi nad głową niczym miecz Demoklesa. Czy w takim świecie jest chociaż najmniejsza szansa na miłość? Czy to co zostało dawno zapisane może zostać zmienione? Czy urodzona by umrzeć da radę zmienić swoje przeznaczenie? Na to wszystko postaram się tutaj odpowiedzieć. Przed Wami produkcja pokazująca jak ciężko czasami po prostu być szczęśliwym. Zapraszam do świata dwóch księżniczek Kyoto!

We wszystkich recenzjach, które mogliście przeczytać na Expij lub tutaj, brałem jeden tytuł i, mam nadzieję, w miarę sumiennie go analizowałem. Tym jednak razem podjąłem się pewnego wyzwania i zamiast pojedynczej produkcji, postanowiłem wziąć na tapetę całą serię. Powód jest wbrew pozorom wyjątkowo banalny, gry są na tyle podobne, że produkowanie kilkunastu tekstów mija się z celem. Jednocześnie nie chcę niczego fajnego spłycić, czy pominąć. Próbę ognia czas zacząć, zapraszam do świata szkolnych romansów!

Nieczęsto przy wydaniu visual novel dostajemy tonę informacji prasowych, chyba że jest to tytuł z serii Phoenix Wright lub Danganronpa. Jednak w przypadku Kindred Spirits on the Roof, słyszały o nim nawet osoby nie będące fanami gatunku. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, KS była pierwszą wydaną na platformie Steam grą 18+, bez cenzury i wycinania treści. Powstało dookoła tej sytuacji dużo szumu, co tylko przysporzyło tytułowi dodatkowego rozgłosu. Dzięki temu szersza publika poznała jedną z najlepszych gier yuri jakie do tej pory wydano.

Ucieknij z pięknego i śmiertelnie niebezpiecznego królestwa Wróżkowego Króla! Rozwijaj swoją postać, ulepszając jej ekwipunek, zdobywając nowe wierzchowce i przedmioty! Rzuć wyzwanie jednej z wielu instancji i sprawdź swoje umiejętności przeciwko innym graczom! Każdy chociaż raz w życiu przeczytał ten opis, tak generyczny jak sztampowa jest gra, której dotyczy. Czy odgrzewany milion razy kotlet nadal może być smaczny? Sprawdźmy to!

Wstyd przyznać, ale dłuższy czas w ogóle nie wiedziałem o wyprodukowanej przez Bandai Namco serii "Tales of...". Gdyby nie absolutny przypadek pewnie do dzisiaj ten stan rzeczy by się nie zmienił. Pewnego dnia zakupiliśmy na Allegro "Tales of Xillia - Day One Edition" w okazyjnej cenie. Po rozpakowaniu pudełka, obejrzeniu artbooka, gra trafiła na półkę i chwilowo została zapomniana.

Obiecywałem sobie, że po Final Fantasy nic więcej nie napiszę o grze mobilnej. Głównym powodem była mnogość tytułów na "prawdziwe" konsole. Niepozorna sugestia Trika sprawiła, że na moim smarfonie pojawił się jednak nowy tytuł do zrecenzowania. Mowa tutaj o Pokémon Magikarp Jump, grze poświęconej najbardziej niedocenianemu Pokémonowi w historii. Dawno tak dobrze się nie bawiłem, bezmyślnie stukając w ekran Nexusa. Łączcie się fani karpów, bo zrobi się bardzo skocznie!