W tym tygodniu niedzielny tekst będzie inny niż zwykle. W związku z rosnącą paniką w kraju, wynikająca z narodowego programu szczepień postanowiłem dołożyć swoją cegiełkę i postarać się chociaż w niewielkim stopniu pomóc zrozumieć "jak to wszystko tak naprawdę działa". Nie dajmy się porwać fantazjom, teoriom spiskowym czy głosom samozwańczych specjalistów. Jestem człowiekiem nauki i również z całego serca w nią wierzę, uważam że to właśnie dzięki niej jesteśmy tu gdzie jesteśmy. Jeżeli ktoś ma wątpliwości lub po prostu boi się szczepienia, powinien rozsiąść się wygodnie w fotelu i poświęcić niecałą godzinę na obejrzenie poniższego filmu. Dzięki seansowi zrozumiecie niuanse szczepionek i procesu ich tworzenia, jednocześnie uzmysławiając sobie błędy jakie zostały popełnione podczas tworzenia wszystkich związanych z tematem statystyk oraz wiele, wiele innych. Nie bójcie się, idziecie do punku szczepień, zadbajcie o zdrowie swoje i zdrowie najbliższych. To właśnie Wasza odwaga będzie początkiem zmian! To dzięki każdej zaszczepionej osobie, wreszcie wygramy wojnę z covid! Szczerze wierzę, że wszyscy wrócimy z tarczą, nie na niej.

Kontynuujemy naszą podróż przez magiczne światy zagranicznych pisarzy. Tym razem na tapecie pierwszy tom trylogii The Wells of Sorcery (Studnie magii) autorstwa Django Wexlera, o tajemniczym tytule Ship of Smoke and Steel (Statek Dymu i Stali). Jest to kolejny autor, którego wcześnie nie znałem, a zdecydowanie powinienem. Pracuje w Microsoft, mieszka z dwoma kotami, w wolnych chwilach maluje żołnierzyki i gra we wszelkiego rodzaju gry. Spod palca takiego nerda ma prawo wyjść jedynie coś epickiego. Wszyscy na pokład, zaczynamy rejs w nieznane, tajemniczym stadkiem duchów...

Fantastyka to trochę przeorany gatunek i niestety większość pomysłów jest chociaż odrobinę wtórna. Zazwyczaj nadal czytanie o zaklęciach, rytuałach i magicznych księgach sprawia mi radość, ale dopiero znalezienie czegoś wyjątkowo maksymalizuje przyjemność z lektury. Robert Jackson Bennetti oraz jego książka Foundryside, to idealny przykład, że ciągle jest coś czego nikt jeszcze nie napisał, a wyobraźnia ludzka naprawdę nie ma żadnych granic.

Wielokrotnie podkreślałem, że jestem wielkim fanem urban fantasy, dlatego gdy tylko w moje ręce trafia jakakolwiek książka z tego gatunku, nie mogę przejść obok niej obojętnie. Tytułową "Szamankę od umarlaków" autorstwa Martyny Raduchowskiej lubię i znam od dość dawna ale dopiero niedawne odkrycie i przeczytanie trzeciej części cyklu z 2019 roku pt. "Fałszywy Pieśniarz", skłoniła mnie to napisania tego tekstu. Zatem zapraszam wszystkich do Wrocławia, miasta duchów, demonów oraz Wydziału Opętań i Nawiedzeń...

Po genialnej, w moim odczuciu serii "Dwór cierni i róż" (recenzję znajdziecie tutaj) przyszedł czas na kolejną. Tym razem autorka zabrała mnie w brutalny świat królów, książąt, dworzan, polityki, intryg i morderców. Świat, w którym aby przeżyć, trzeba czasami porzucić nie tylko marzenia i plany, a również człowieczeństwo i oddać ciemności swoją duszę. Po raz kolejny książki przerosły moje najśmielsze oczekiwania.

Na książki autorstwa Sary J. Maas trafiłem zupełnym przypadkiem przeglądając polecanych autorów na profilu jednej z książek, którą niedawno skończyłem czytać. W komentarzach użytkowników często pojawiało się stwierdzenie, że historia nawiązuje do pięknej i bestii, co ostatecznie przekonało mnie do zainteresowania się pierwszym tomem o uroczym tytule: "Dwór cierni i róż". Bardzo szybko przekonałem się, że autorka swoją powieścią dała mi znacznie więcej, niż tylko fantastyczną interpretację romansu Belli i jej ukochanego księcia potwora.

Ostatnie trzy niedziele były inne niż te, do których zdążyłem Was przyzwyczaić. Niestety choroba zebrała swoje żniwa czyniąc mnie niezdolnym do sensownego napisania więcej niż kilkudziesięciu słów. Później trzeba było trochę nadgonić sprawy codzienne i zawodowe. W tym czasie udało się jednak odrobinę nadrobić zaległości kulturowe i mam zamiar, co tydzień dzielić się z Wami moimi wnioskami z rozgrywek i seansów. Dzisiaj na tapecie Urasekai Picnic, anime, od którego oczekiwałem czegoś zupełnie innego niż ostatecznie dostałem...

Zapewne już wiecie, że oglądam dużo anime przeróżnych gatunków. Zazwyczaj staram się nie sugerować internetowymi opiniami, ponieważ często są one tendencyjne albo po prostu złośliwe, bo konkretna osoba nie dostała dokładnie tego, co chciała. Jeszcze rzadszym zjawiskiem jest produkcja tak bardzo trafiająca w mój gust, że aż mam ochotę o tym opowiedzieć. Co bardziej domyślni zapewne już wykoncypowali, że "Kuma Kuma Kuma Bear" spełniła moje oczekiwania, ponieważ inaczej nie czytalibyście tego wszystkiego :) Tak zupełnie na poważnie, jak można nie pokochać długowłosej bohaterki w misiowej piżamie, kopiącej tyłki wszystkim dookoła? No nie da się!

Początkowo planowałem napisać recenzję znamienitego tworu edukacyjnego jakim jest tytułowe "Dziedzictwo kulturowe Jana Pawła II". Niestety tam nie ma co recenzować, specjalnie nie używam słowa gra, ponieważ nawet patrząc na produkcję przez zamazane okulary, w ciemnym popieszczeniu nocą ciężko tak ją nazwać. Mimo wszystko chciałem podzielić się kilkoma przemyśleniami.

Ten tekst jest wyjątkowy, ponieważ ma ważną misję! Mam zamiar udowodnić wszystkim, że anime o wszechpotężnych super bohaterach wcale nie muszą być nudne. Postaram się pokazać jak dużo ma do zaoferowania ten specyficzny podgatunek produkcji o drugiej szansie, o ludziach umierających w jednym świecie aby odrodzić się w innym, o bohaterach walczących w imię zasad! Zapraszam do świata isekai, zapnijcie pasy bo szykuje się szalona jazda!