Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią wracamy do A.J. Quinn i jej twórczości. Dzisiaj na tapecie książka, która zaskoczyła tak samo w pozytywny, jak również negatywny, sposób. Zastanawiałem się czy starczy mi materiału na pełną recenzję, czy jednak opowiem Wam o wszystkim, co cóż, na szybko... Autorka jakoś bardzo mnie nie zawiodła, ale muszę przyznać, że utworowi jednak sporo do Counting to Zero brakuje... Wspominam o tym tylko dlatego, że oba tytuły były wydane w tym samym roku.

Uwielbiam bajki, szczególnie te braci Grimm, szczególnie w ich brutalnych i krwawych oryginałach. Jeżeli dołączymy do tego mój ulubiony gatunek tj. urban fantasy, doprawimy sporą szczyptą romansu oraz okrasimy dobrym pomysłem i autorem, który potrafi zrobić z niego użytek, dostajemy... No właśnie to, czego recenzję za chwilę zobaczycie! Rozsiądźcie się wygodnie i miłego oglądania... :)